Zabrzańska Obwodnica Rowerowa
Niedziela, 29 maja 2011
· Komentarze(1)
Mimo, że od ostatniego wpisu minęło sporo czasu, to nie mogę powiedzieć, że próżnowałem w kwestii rowerowej. Starałem się wykorzystać każde wolne popołudnie na intensywną przejażdżkę po okolicznych lasach, jednak uznałem, że nie warto zdawać relacji z każdej z nich.
W dniu wczorajszym razem z kolegą Harleyem wpadliśmy na pomysł wypocenia kaca, a następnie ablucji w jednym z okolicznych zbiornikach wodnych, jednak w obawie przed słabą kondycją psychofizyczną spowodowaną libacją dnia poprzedniego, postanowiliśmy ograniczyć naszą wyprawę do ułamka Zabrzańskiej Trasy Rowerowej, której część poznałem wcześniej wraz z Gosią.
Nasze spotkanie miało miejsce w okolicach kościoła w Rokitnicy, skąd wyruszyliśmy w stronę IV LO i dalej lasem równolegle do ul. Jabłońskiego zaczęliśmy naszą przygodę z niebieską trasą.
Po przebiciu się przez pola i uliczki Grzybowic zrobiliśmy pierwszy postój fotograficzny.
Tory doprowadziły nas na ulicę Magazynową skąd dotarliśmy na ulicę Leśną w Mikulczycach, a tam zatrzymaliśmy się przy sklepiku, który musi wyciągać niezłe utargi na kursujących tu rowerzystach. Przed sklepem mamy do dyspozycji stojak rowerowy, którego użytek wliczony jest w ceny produktów. Np. woda niegazowana 500ml w cenie 3zł...
Po wyjściu ze sklepu moim oczom ukazało się coś, co w pierwszej chwili uznałem za omam wzrokowy, lecz mimo przetarcia oczu, on tam stał!
Harley nie mógł uwierzyć w obecność owego kunia.
Kilkadziesiąt metrów dalej spotkaliśmy kolegę poznanego na poprzedniej wycieczce z kolegą Purzycem.
Dalej trasa poprowadziła nas w okolice Kąpieliska Leśnego w Maciejowie, i właśnie w tym rejonie zrobiliśmy mały przystanek, gdzie kolega Harley z racji swojego wykształcenia zajął się badaniem zjawisk termodynamicznych i obliczaniem entalpii i entropii.
Od tego momentu zaczęły się nasze regularne i jakże irytujące zbaczania z niebieskiej trasy, czego jak zgodnie stwierdziliśmy, winne było słabe oznaczenie tej części szlaku. Średnio co 5km nie zauważaliśmy niefortunnie umieszczonych znaków i zmuszeni byliśmy wracać się niejednokrotnie w poszukiwaniu tabliczek i malunków.
Kolejny postój natury fotograficznej poczyniliśmy przy ciekawym wiadukcie w Makoszowach, nad którym przebiega A-czwórka
Kiedy kolejny raz zgubiliśmy się nieopodal Makoszowskich hałd, postanowiliśmy zrobić przerwę na nieco jakże relaksującej zieleni ;) Proszę tylko spojrzeć!
Fascynujący industrialny twór zakamuflowany wśród drzew. Kilkaset metrów dalej na skrzyżowaniu dwóch dróg ucina się wszelkie oznakowanie ścieżki...
Dopiero po 40 minutach, metodą prób i błędów, krążąc po okolicznych stawach trafiliśmy z powrotem na niebieski szlak.
W tym momencie ucina się fotorelacja, a pozostają suche słowa :)
Nasza podróż od tego momentu przebiegała pod znakiem coraz większego zmęczenia. Ciągłe powroty i krążenie po Makoszowskich lasach wycisnęły z nas ostatki sił. Wykończeni, bez postojów podążaliśmy przez Pawłów, Rudę Śląska ("..bo na Rudzie fajnie jest..."), Zaborze i dalej już przez centrum Zabrza, skrótem do Rokitnicy gdzie nasze ścieżki rozdzieliły się i skąd każdy podążył w kierunku domowej ostoi.
Dzięki Harleyu że wytrwałeś ze mną w tej nieplanowanej misji!
Uffff....
W dniu wczorajszym razem z kolegą Harleyem wpadliśmy na pomysł wypocenia kaca, a następnie ablucji w jednym z okolicznych zbiornikach wodnych, jednak w obawie przed słabą kondycją psychofizyczną spowodowaną libacją dnia poprzedniego, postanowiliśmy ograniczyć naszą wyprawę do ułamka Zabrzańskiej Trasy Rowerowej, której część poznałem wcześniej wraz z Gosią.
Nasze spotkanie miało miejsce w okolicach kościoła w Rokitnicy, skąd wyruszyliśmy w stronę IV LO i dalej lasem równolegle do ul. Jabłońskiego zaczęliśmy naszą przygodę z niebieską trasą.
Po przebiciu się przez pola i uliczki Grzybowic zrobiliśmy pierwszy postój fotograficzny.
Tory doprowadziły nas na ulicę Magazynową skąd dotarliśmy na ulicę Leśną w Mikulczycach, a tam zatrzymaliśmy się przy sklepiku, który musi wyciągać niezłe utargi na kursujących tu rowerzystach. Przed sklepem mamy do dyspozycji stojak rowerowy, którego użytek wliczony jest w ceny produktów. Np. woda niegazowana 500ml w cenie 3zł...
Po wyjściu ze sklepu moim oczom ukazało się coś, co w pierwszej chwili uznałem za omam wzrokowy, lecz mimo przetarcia oczu, on tam stał!
Harley nie mógł uwierzyć w obecność owego kunia.
Kilkadziesiąt metrów dalej spotkaliśmy kolegę poznanego na poprzedniej wycieczce z kolegą Purzycem.
Dalej trasa poprowadziła nas w okolice Kąpieliska Leśnego w Maciejowie, i właśnie w tym rejonie zrobiliśmy mały przystanek, gdzie kolega Harley z racji swojego wykształcenia zajął się badaniem zjawisk termodynamicznych i obliczaniem entalpii i entropii.
Od tego momentu zaczęły się nasze regularne i jakże irytujące zbaczania z niebieskiej trasy, czego jak zgodnie stwierdziliśmy, winne było słabe oznaczenie tej części szlaku. Średnio co 5km nie zauważaliśmy niefortunnie umieszczonych znaków i zmuszeni byliśmy wracać się niejednokrotnie w poszukiwaniu tabliczek i malunków.
Kolejny postój natury fotograficznej poczyniliśmy przy ciekawym wiadukcie w Makoszowach, nad którym przebiega A-czwórka
Kiedy kolejny raz zgubiliśmy się nieopodal Makoszowskich hałd, postanowiliśmy zrobić przerwę na nieco jakże relaksującej zieleni ;) Proszę tylko spojrzeć!
Fascynujący industrialny twór zakamuflowany wśród drzew. Kilkaset metrów dalej na skrzyżowaniu dwóch dróg ucina się wszelkie oznakowanie ścieżki...
Dopiero po 40 minutach, metodą prób i błędów, krążąc po okolicznych stawach trafiliśmy z powrotem na niebieski szlak.
W tym momencie ucina się fotorelacja, a pozostają suche słowa :)
Nasza podróż od tego momentu przebiegała pod znakiem coraz większego zmęczenia. Ciągłe powroty i krążenie po Makoszowskich lasach wycisnęły z nas ostatki sił. Wykończeni, bez postojów podążaliśmy przez Pawłów, Rudę Śląska ("..bo na Rudzie fajnie jest..."), Zaborze i dalej już przez centrum Zabrza, skrótem do Rokitnicy gdzie nasze ścieżki rozdzieliły się i skąd każdy podążył w kierunku domowej ostoi.
Dzięki Harleyu że wytrwałeś ze mną w tej nieplanowanej misji!
Uffff....